» » ★  Obserwuj★  Obserwujesz✕  Nie obserwuj

Karnawał na Trynidadzie czyli nasz karaibski ”donosiciel” znów nadaje!

Zaangażowany III (3243 punktów)


Karnawał na Trynidadzie czyli nasz karaibski ”donosiciel” znów nadaje! - Nie zdążyłem ochłonąć po wszystkich wrażeniach jakie przygotował dla mnie karnawał na Trynidadzie a już mój kolega Jacek poprosił mnie abym coś o tym napisał. Może to i dobrze ? pomyślałem ? przesiąknięty muzyką i atmosferą szybko odtworzę przebieg zdarzeń. Nie jestem zbyt piśmienny i skory do przelewania wszystkiego na papier, zatem najzwyczajniej swoją duszą i wspomnieniem opowiem Wam jak wyglądał mój ostatni tydzień. 
Zaczęło się 09.02.2013 około południa, na Martynice. Stamtąd wraz z zaprzyjaźnionym pilotem poleciałem na Union Island do mojego domu Seaqual (jacht na którym oficjalnie mieszkam), gdzie miałem zaledwie 7 minut na spakowanie podstawowych rzeczy takich jak: plecak, śpiwór, aparat, czy niezawodny hamak. Zaczęło się: adrenalina i tempo. Nie wiem czy zdążę. Szybko speed boat na Canouan na normalny już samolot, którym dostałem się na Trynidad.
Wylądowałem już po zmroku i taxi przedostałem się do mariny w Chaguaramas, gdzie dołączyłem do zaprzyjaźnionej załogi stalowego kecza s/y Aurora. Na ich nieszczęście po drodze do mariny mijałem setki zaparkowanych samochodów, z których wysiadali ludzie gotowi do imprezy.

Chcąc nie chcąc część załogi została zmobilizowana do zabawy. Po przybyciu na miejsce było już całkiem gwarno i tłoczno, z każdym kolejnym krokiem czułem jak moje ciało zalewa coraz większa fala ekscytacji. Ku mojemu zaskoczeniu na ulicy nie odczuwalny był zapach marihuany, a lokalni nie sprzedawali alkoholu booooo ?nie mamy licencji?. Przyznam, że przez chwilę lekko spanikowałem-jak to? Karnawał bez alkoholu? I w tym momencie odezwało się logiczne myślenie-przecież to nie możliwe. Nie musieliśmy długo czekać, żeby z bagażnika samochodu ktoś wyjął kilka zmrożonych Stag (lokalne piwo). Czas zapoznać się z regułami gry-tymi teoretycznymi rzecz jasna, bo praktykę i tak zaplanuje dla nas karnawał. Musimy kupić bilety żeby dostać się do środka ogromnego strzeżonego terenu, z którego wnętrza wydobywały się światła i muzyka. Zdobycie wejściówek okazało się nie takie proste! Ale w końcu udało się! Jeszcze tylko parę kroków w kolejce do ochrony? jeszcze chwila, przeszukują nas, jeszcze minuta, jeszcze tylko 6 kroków, 5, 4, 3, 2, 1? JESTEŚMY!

Od razu porwał nas tłum szczęśliwych ludzi, soca wydobywa się z potężnych głośników (jest tak głośno, iż mam nieodparte wrażenie, że słychać nas w Polsce). Na ziemi stoją lodówki pełne wesołych trunków, a lokalne dziewczyny błyskawicznie porywają nas do wspólnego wining (tak się tańczy soca). Zabawa trwała do popołudnia dnia następnego.

Ja wytrwałem do 7 rano po czym przedostałem się do basenu w marnie gdzie dogorywało już kilku moich przyjaciół. Resztę dnia spędziliśmy na zbieraniu sił na J'ouvert które miało zacząć się o 02.00 A.M następnego dnia. Każdy członek zespołu otrzymał torbę która zawierała: koszulkę, kubek, daszek na czoło, prezerwatywy, środki przeciwbólowe, szampon, oraz olejek. Wszyscy uzbrojeni po zęby ruszyliśmy busem do Port of Spain.  Tam czekała na nas zupa rybna lub z kukurydzy (do wyboru). Wszyscy zaczęli zbierać się wokół ciężarówki z naczepą wypełnioną głośnikami, pomiędzy którymi upchnięty był DJ. Do zestawu dołączył też samochód z przyczepą pełną farb, oraz mobilny bar. Muzyka zaczęła grać, bar ruszył, a za nim my. Smak piwa i zapach farby unosił się w powietrzu. W tej przeszczęśliwej atmosferze przemierzaliśmy ulice miasta. Wylewając na siebie farbę i pojąc piwem tańczyliśmy soca do białego rana. O 8 rano wróciliśmy do mariny gdzie ochrona poprosiła nas o wzięcie dłłłługiego prysznica przed wejściem do basenu.  Doubles (tutejsze śniadanie) postawiły nas na nogi, ale mimo wszystko po południe spędziliśmy na regeneracji by wieczorem znów wyruszyć na ulice miasta (tego dnia się nie udało - skrzynka piwa i leżaki przy basenie zatarasowały nam drogę (wredne bestie). Następnego dnia rano, po trzech doubles na głowę, uzbrojeni w aparaty ruszyliśmy podziwiać kolorowe kreacje i tłumy szczęśliwych ludzi.

Atmosfera jaka tam panowała jest tak naprawdę nie do opisania, myślę że nie jeden poeta miałby z tym problem ? to trzeba po prostu przeżyć! Szczęśliwi ludzie bez względu na to jaką mieli sylwetkę, ile mieli lat, czy jakie stanowisko na co dzień sprawowali bawili się bez granic. Na ulicach stragany z kanapkami z rekina, piwem i innymi smakołykami dostarczały nam energii do kroczenia razem z paradą. Tęczowa zabawa trwała do 24.00 po czym muzyka ucichła ustępując miejsca Środzie Popielcowej. 13.02.13 już po karnawale wszyscy przenieśli się na plaże gdzie w rytm muzyki po pas w wodzie nadal tańczyliśmy soca. Ten dzień z urzędu przeznaczony był na odpoczywanie po karnawale i tak też uczyniliśmy. Kolejny dzień minął nam na opowieściach, podziwianiu zdjęć i odpoczynku przed powrotem do rzeczywistości, który po takich wrażeniach był nie lada wyzwaniem. 

Paweł & Szmajda


Autor tekstu: Jacek Szczepaniak

 

 

Zdjęcia do artykułu (10) - wyświetl wszystkie:


Reklama


komentarze (1)

Aby móc komentować musisz być zalogowany!
zaloguje się

RE-WE-LA-CJA !! :))) żałuję że mnie tam nie było!

[2013-02-20 10:57] odpowiedz zgłoś



Felietony - zobacz podobne



Ogłoszenie płatne


daj ogłoszenie


Google